..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Ogólne

   » Rozgrywka

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
mieszkańcy online:

wędrowców: 0

Kiryn odwrócił się i ruszył z powrotem do naprawianej bramy. Randolf mimo rad nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić zaczął krążyć po osadzie, przyglądając się wszystkiemu. Zauważył, że domy zbudowane były solidnie, z dobrego drewna, budynki ustawione były tak, by drzwi każdego były naprzeciwko miejsca na ognisko. Palisada zbudowana była z dużych pali, zaostrzonych na końcu, można było na nią wejść po drabinie. Randolf wszedł na górę, na wąską podłogę okalającą całe ogrodzenie i rozejrzał się po świecie. Dookoła, jak okiem sięgnąć były pola, bez kwiatów bo był już środek jesieni. W oddali widać było las, gdzie znajdował się cel paladyna. Randolf zaczął się zastanawiać czy i tym razem dopisze mu szczęście i wyjdzie cało z opresji, jaka go niewątpliwie czekała. Tak rozmyślając nie zauważył nawet jak ludzie zaczęli się gromadzić na placu, by zjeść obiad i odpocząć po pracy. Dopiero kiedy go zawołano, zszedł by posilić się wraz z resztą mieszkańców. Po posiłku, Randolf udał się do kowala, by odebrać swoje rzeczy. Efekt przeszedł jego oczekiwania, trzeba było przyznać, że Okin znał się na swojej robocie. Jego zbroja płytowa znów wyglądała jak nowa, nie było już żadnych wgłębień, zaś miecz został bardzo dobrze naostrzony. Podziękowawszy kowalowi za pomoc, Randolf zaniósł ekwipunek do domu Kiryna, po czym postanowił pójść na krótki spacer. Nie zamierzał odchodzić daleko, jednakże na wszelki wypadek zabrał ze sobą miecz. Kiedy wyszedł przez bramę natychmiast uderzył w niego zimny wiatr. Jak się okazało wysoka palisada służyła także jako ochrona przed wiatrem. Paladyn bez słowa minął innych, niż wczorajszego wieczora strażników i poszedł przed siebie piaszczystą drogą. Spacerował długo, podziwiając piękno przyrody, wdychając świeże powietrze i wspominając niektóre swoje przygody. Zawsze uważał, że trafiło mu się dobre życie. Robił to, co lubił, podróżował, pomagał innym, dzięki czemu czuł, że nie zmarnował ofiarowanego mu czasu. Wędrował tak rozmyślając, gdy zaczęło się ściemniać. Nie chcąc wracać po nocy, zawrócił i ruszył w drogę powrotną. Do osady dotarł idealnie na kolację, która znów odbywała się na placu, przy ognisku. Tym razem do jedzenia dostał mięso z jelenia, którego jak się dowiedział, udało się upolować kilku mieszkańcom wioski w bezpośrednim jej pobliżu. Posiłek był bardzo smaczny, ale ponieważ Randolf chciał jeszcze odpocząć i się porządnie wyspać, porozmawiał więc tylko chwilę z Kirynem i udał się na spoczynek. Położył się do łóżka i natychmiast zasnął. Kiedy obudził się wczesnym rankiem, zobaczył że łóżko gospodarza domu jest puste. Wstał, ubrał się, założył zbroję, sprawdził czy wszystko pasuje i działa jak należy, wziął ze sobą miecz i tarczę, po czym wyszedł na dwór. Był pochmurny dzień, wiał lekki wietrzyk, który dostał się do osady, pomimo palisady. Udał się do stajni, gdzie mieszkał jego koń. Zastał tam Kiryna, pakującego mu do juków prowiant.
-O, widzę że już wstałeś - powiedział starzec z uśmiechem - to dobrze. Jak widzisz, zaopatrzyłem cię w odrobinę pożywienia, gdyż nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć. Masz tu trochę mięsa, bochenek chleba, kilka jabłek i manierkę z wodą.
-Dziękuję - odparł nieco zdziwiony paladyn, gdyż nie spodziewał się tego - chyba muszę już ruszać.
-Oczywiście, odprowadzę cię do bramy.
Randolf podszedł do swojego konia, odwiązał go i wyprowadził z budynku. Razem z Kirynem zbliżyli się wolnym krokiem do wrót. Odrzucili razem skobel i otworzyli jedno skrzydło.
-Powodzenia - szepnął Kiryn, podając rękę rycerzowi - obyś pokonał wroga i wrócił cały i zdrowy.
-Do zobaczenia. Mam nadzieję, że niedługo się znów zobaczymy.
Powiedziawszy to, Randolf z wysiłkiem wsiadł na konia, odjechał kawałek, odwrócił się i uniósł dłoń w geście pożegnania, po czym ruszył kłusem w stronę lasu. Jechał jakiś czas, jednak w końcu sięgnął do juków i wyciągnął bochenek chleba, który rozerwał na pół i kawałek mięsa. Był głodny, gdyż nie zjadł śniadania w osadzie. Po krótkim posiłku przyśpieszył trochę, chciał jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Po około dwóch godzinach jazdy dotarł do dużego, ciemnego lasu. Randolf zsiadł z konia i ruszył wolnym krokiem przed siebie. Prowadząc za sobą konia jednocześnie rozglądając się czujnie i nasłuchując. Paladyn wyciągnął miecz z pochwy, a tarczę zarzucił sobie na plecy i wszedł pomiędzy drzewa. Starał się iść skrajem lasu, zgodnie ze wskazówkami Kiryna. Po niedługim czasie natrafił na wcięcie w lesie, łączące się z niewielką polaną. Randolf w chwili gdy na nią wszedł zorientował się, że coś jest nie tak, jak powinno. Ale było już za późno. Usłyszał jedynie świst wystrzeliwanych pocisków przez kolczastego biesa. Żaden z nich nie trafił go, jednak jego koń wierzgnął, wyrwał się i popędził galopem po polach. Randolf szybko skrył się za jeden z dużych kamieni, leżących na całym terenie. Kolejna seria pocisków przemknęła koło niego. Paladyn nie czekał dalej. Wyszedł zza osłony i na tyle, na ile pozwalała mu jego lekka zbroja płytowa ruszył szybkim krokiem w stronę zwierzęcia. Zanim doszedł nadleciały kolejne pociski, zdołał jednak ochronić się tarczą, trzymaną już w lewej dłoni, prawą zaś ściskał miecz. W końcu dopadł do potwora i mocnym uderzeniem znad głowy pozbawił go życia. Dopiero teraz rozejrzał się dokładniej po otoczeniu. Stał na niewielkim obszarze, otoczonym prawie ze wszystkich stron drzewami, dookoła walało się sporo kamieni, które wyglądały jak fundamenty jakiegoś budynku. Randolf skierował wzrok na las i dostrzegł pomiędzy drzewami zarys twierdzy. Był więc na miejscu. Wokół ruin zobaczył też sylwetki niewielkich, czerwonych postaci.
-Upadli - mruknął pod nosem Randolf - trzeba wpierw znaleźć szamana.
Ruszył przed siebie nie dbając o ciszę, wiedział że został już zauważony. Demony, których było jak zdążył policzyć rycerz sześć, ustawiły się w szyku bojowym. Widać jednak było, że obawiają się przybysza, bo co i rusz któryś oglądał się z niepokojem za siebie, jakby patrząc czy będzie miał dokąd uciec. Paladyn na ostatnim odcinku przyśpieszył, wpadł pomiędzy stwory i przebił się w kierunku stojącego za nimi szamana. Uderzenia mieczy, które otrzymał zatrzymała jego zbroja. Jednakże przywódca oddziału demonów, nim Randolf do niego doszedł, zdążył rzucić kulę ognia. Paladyn odruchowo zasłonił się tarczą, co uratowało mu życie, ale i tak siła wybuchu potężnie nim zachwiała, co wykorzystał jeden z upadłych trafiając rycerza w rękę. Randolf wypuścił z sykiem tarczę, jednak przedostał się do szamana i zabił go dwoma szybkimi ciosami. Natychmiast wbił miecz w najbliżej stojącego stwora, a reszta widząc to rzuciła się do ucieczki. Banda już nie wróciła. Randolf popatrzył na swoją rękę, jednak rana nie okazała się poważna, ale uniemożliwiała trzymanie tarczy. Owinąwszy dłoń kawałkiem szmaty, paladyn ruszył przed siebie, jednak wyglądało na to, że w okolicy nie było już żadnych wrogów. Wędrując po ruinach, rycerz dotarł w końcu do schodów prowadzących do piwnic, leżących pod zburzonym budynkiem. Randolf zaczął ściągać z siebie naramienniki, nagolenniki i inne części zbroi, aż został jedynie w koszulce kolczej. Nie chciał by cokolwiek krępowało mu ruchy w podziemiach, gdzie bardziej liczył się spryt, szybkość i refleks. Uporawszy się z ostatnimi zapięciami, odłożył wszystko na bok i pewnym krokiem wkroczył w ciemność. Był zły na siebie, że pozwolił koniowi uciec, gdyż pochodnia znajdowała się w jukach, musiał więc sobie radzić bez światła. Kiedy jednak zszedł na sam dół okazało się, że znajduje się w oświetlonym, rozmieszczonymi sporadycznie na ścianach żagwiami, wąskim korytarzu. Randolf ścisnął mocniej miecz i ruszył przed siebie. Po krótkim czasie usłyszał przed sobą jakieś dźwięki i zobaczył, że korytarz rozszerza się, tworząc kwadratową salę. W każdej ścianie znajdowało się wejście do następnego korytarza, strzeżone przez szkielet, uzbrojony w krótki miecz. Dla Randolfa nie było to pierwsze starcie z tymi nieumarłymi, pobiegł więc szybko do przodu, nie dając czasu przeciwnikom na przygotowanie się do walki. Pierwszy szkielet rozpadł się pod uderzeniem w obojczyk, następnemu paladyn odciął rękę trzymającą miecz i zwrócił się w stronę trzeciego wroga, który właśnie rozpoczął atak. Rycerz zablokował miecz, mający uderzyć w jego głowę, zmylił nieumarłego zwodem i odciął mu głowę. Po dobiciu ostatniego szkieletu, Randolf zatrzymał się, nie wiedząc którą drogę wybrać. Postanowił ruszyć przed siebie, jednak po zrobieniu kilkudziesięciu kroków natknął się ma gołą ścianę. Zawrócił więc i wszedł w korytarz po lewej. Po obu stronach natrafiał na drzwi, wszystkie jednak były zamknięte, nie powiodły się też próby wywarzenia, aż ponownie dotarł do końca drogi. Nie mając wyboru ruszył ostatnim korytarzem aż doszedł do prostokątnej sali. Była ona strasznie zaśmiecona, wszędzie walały się kości, kamienie, tu i ówdzie leżała broń. W ścianie po prawej stronie Randolf zobaczył drzwi. Podszedł do nich, otworzył je i wszedł do niedużego pokoju oświetlonego kilkoma pochodniami. Pod ścianami stały regały z książkami i zwojami, leżącymi w wielkim nieporządku. Przy drewnianym stole na środku pomieszczenia siedział ubrany w czarną szatę człowiek o tłustych, czarnych włosach, ostro zakończonym nosie, piszący coś na pergaminie. W momencie kiedy paladyn wszedł do środka podniósł wzrok znad manuskryptu, uśmiechnął się paskudnie i powiedział nieprzyjemnym głosem:
-Nareszcie jakaś żywa istota przyszła mnie odwiedzić. Po wyssaniu z ciebie życia, będę mógł wreszcie znów odzyskać moc.
-Nie pozwolę na to! - krzyknął Randolf, gotując się do walki - kim jesteś?
-Aleś ty niedomyślny - rzekł drwiąco nieznajomy - jestem oczywiście nekromantą. Trafiłeś w idealnym momencie. Straciłem prawie moją moc, musiałem więc odesłać większość moich potworów. A z tymi co zostały, jak sądzę, poradziłeś sobie. Moje gratulacje, na szczęście potrafię rzucić jeszcze kilka zaklęć - rzekł wstając nekromanta, chwytając jednocześnie sztylet leżący na stole.
-Odpowiesz dziś za wszystkie krzywdy wyrządzone tutejszej ludności - zaczął paladyn, jednak zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, postać machnęła ręką i zniknęła. Randolf nie lubił walczyć z przeciwnikami, którzy potrafili się teleportować. W swoim życiu kilka razy miał już do czynienia z tego typu wrogami i zawsze ledwo udawało mu się ujść z życiem. Zaczął krążyć czujnie po pokoju, czekając na pojawienie się nekromanty. Zobaczył go przez chwilę w drugim końcu pomieszczenia, ruszył więc w tamtą stronę. Zanim jednak dobiegł na miejsce zrozumiał swój błąd, zdołał jeszcze tylko odwrócić się trochę i trafić mieczem stojącego za nim nekromantę w szyję. W tym samym momencie sztylet wroga zagłębił się w jego karku. Padając, zdążył jeszcze spojrzeć na martwe ciało przeciwnika i pomyśleć, że wykonał ostatni w życiu dobry uczynek oraz, że jego kości będą tu leżeć jeszcze bardzo długo. Nie mógł wiedzieć, że tydzień później ekspedycja pod dowództwem Kiryna dotarła do jego zwłok, zabrała je ze sobą i oddała jego ciało ogniowi, którego tak bał się za życia.


Boromir.


strony: [1] [2] [3]
komentarz[12] |

Komentarze do "Ogień"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl


   Sonda
   Jaka jest Twoja ulubiona postać z Diablo II?
Amazonka
Barbarzyńca
Czarodziejka
Druid
Nekromanta
Paladyn
Zabójczyni
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Runy i Słowa ...
   Lokacje w Dia...
   Kamienie Szla...
   Poradnik pocz...
   Historia
   Potwory zwykł...
   Ekwipunki Kla...
   Zadania Aktu ...
   Kapliczki w D...
   Zadania Aktu ...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.048322 sek. pg: